Retinol to nie tylko modny składnik kosmetyczny, który pojawia się w składach coraz większej liczby produktów, ale przede wszystkim jedna z najlepiej przebadanych substancji o potwierdzonym działaniu przeciwstarzeniowym. Jego popularność stanowi wynik dekad badań naukowych, klinicznych obserwacji i setek zadowolonych osób. I choć bywa kapryśny, potrafi zdziałać cuda. Ale pod jednym warunkiem: trzeba wiedzieć, jak się z nim obchodzić.
Czym właściwie jest retinol?
Wbrew obiegowym opiniom, retinol to nie wymysł współczesnej kosmetologii, lecz substancja aktywna, która od lat znajduje zastosowanie w dermatologii – początkowo jako remedium na trądzik, z czasem jako oręż w walce ze skutkami fotostarzenia. To jedna z najbardziej aktywnych form witaminy A, której organizm nie potrafi sam syntetyzować i która musi być dostarczana z zewnątrz – najczęściej wraz z dietą lub w postaci kosmetyków.
W skórze retinol ulega przemianie do kwasu retinowego – to właśnie on oddziałuje na komórki skóry, regulując ich podziały, stymulując produkcję kolagenu i wpływając na procesy naprawcze. To dlatego skóra traktowana regularnie retinolem staje się gładsza, bardziej sprężysta, rozświetlona, a zmarszczki – nawet te głębsze – stopniowo ulegają spłyceniu. Efekty bywają spektakularne, ale retinol nie działa natychmiast – jego potencjał rośnie z czasem i systematycznością.
Retinol – dla kogo jest przeznaczony?
Kosmetyki z tą substancją rekomendowane są zarówno osobom po trzydziestce, które chcą działać profilaktycznie, jak i tym po pięćdziesiątce, u których skóra wykazuje już cechy wyraźnej utraty jędrności, nierównomiernego kolorytu czy pogłębiających się zmarszczek. Retinol działa kompleksowo – reguluje wydzielanie sebum, zapobiega powstawaniu zaskórników, a jednocześnie poprawia mikrokrążenie i strukturę warstwy rogowej. Efekt? Skóra bardziej jednolita, napięta i wyraźnie odmłodzona.
Jak go stosować retinol, by nie zaszkodzić skórze?
Retinol, mimo swojej skuteczności, bywa wymagający. Nieprzypadkowo wielu dermatologów zaleca tzw. metodę retinizacji – czyli stopniowe wprowadzanie substancji do pielęgnacji. Początek kuracji powinien opierać się na produktach o niskim stężeniu (np. 0,1–0,3%) i ograniczonej częstotliwości aplikacji – co drugi lub nawet co trzeci dzień, najlepiej wieczorem. Skóra musi się nauczyć tolerować tę substancję, podobnie jak mięśnie uczą się nowego zakresu ruchu przy regularnym treningu.
W pierwszych tygodniach mogą pojawić się łuszczenie, suchość, a nawet przejściowe podrażnienia. Wtedy warto włączyć do pielęgnacji preparaty nawilżające i kojące, zawierające np. ceramidy, pantenol czy kwas hialuronowy. Z czasem, kiedy skóra przestanie reagować nadwrażliwością, można zwiększyć częstotliwość aplikacji lub sięgnąć po wyższe stężenie retinolu – ale zawsze z zachowaniem ostrożności.
Czego unikać?
Retinol zwiększa wrażliwość skóry na promieniowanie UV, dlatego absolutnie konieczne jest stosowanie filtrów przeciwsłonecznych o wysokim współczynniku SPF – niezależnie od pory roku czy pogody. Nie zaleca się również łączenia retinolu z silnymi kwasami złuszczającymi, witaminą C w wysokich stężeniach (chyba że jest to preparat zbalansowany przez producenta) ani z preparatami na bazie alkoholu. Takie połączenia mogą prowadzić do nadmiernego przesuszenia lub reakcji zapalnych. Zamiast tego warto postawić na minimalizm i świadome łączenie składników – retinol najlepiej czuje się w towarzystwie składników kojących i regenerujących.















Moja babcia zawsze mówiła, że lepiej zapobiegać niż leczyć, więc dobrze jest znać swoje kosmetyki. Retinol to chyba nie jest coś dla mnie, ale fajnie, że są takie artykuły, które pomagają zrozumieć, co jest dla naszej skóry najlepsze!
Wando, dokładnie tak jak piszesz – nasze babcie miały w sobie dużo życiowej mądrości, a ich porady są ponadczasowe. Sama wychodzę z założenia, że lepiej dmuchać na zimne i stawiać na pielęgnację opartą na poznaniu samej siebie i swoich potrzeb. Retinol to już wyższa szkoła jazdy i nie każda cera go lubi, więc trzeba do tego podchodzić z głową. Uwielbiam, że dziś mamy dostęp do wiedzy i możemy świadomie dobierać kosmetyki – choć przyznam, że czasem to właśnie klasyczny french manicure i trochę ciepła od bliskiej osoby potrafią zdziałać cuda dla naszego samopoczucia i urody!
Żaneto, ciekawe, czy nasze babcie skusiłyby się dziś na retinol, gdyby miały taki wybór? Też się zastanawiam, na ile to właśnie drobne, codzienne rytuały – jak robienie paznokci na święta – dają nam większe poczucie zadbania niż nawet najbardziej zaawansowany składnik kosmetyczny.
A ciekawe, jakby wyglądały nasze codzienne rytuały pielęgnacyjne, gdybyśmy cofnęli się w czasie do lat, kiedy retinol był jeszcze zupełnie nieznany! Może właśnie te małe gesty są czymś, co przetrwa każdą kosmetyczną modę.
Grażyna, powiem szczerze – cały ten szał na retinol faktycznie trochę mnie zastanawia. Jasne, badania wskazują, że działa, ale jakoś nie mogę przestać myśleć, jak przez dekady ludzie potrafili dbać o skórę bez tych wszystkich cudownych składników i przetrwali, a niektórzy nawet wyglądali świetnie! Może to, co naprawdę ważne, to niekoniecznie najnowszy krem, tylko właśnie te rutynowe, codzienne czynności? Tak szczerze – gdyby wszystko zależało od jednej substancji, to chyba byłoby zbyt proste, żeby było prawdziwe. Z drugiej strony, nie będę kłamać, czasem też daję się skusić nowince… ale zawsze mam w głowie milion pytań, zanim coś wklepię w twarz.